Chłopaki nie płaczą

Na trzecim roku studiów mieliśmy praktyki w szkole podstawowej. Lekcje WF-u z dzieciakami były fajne i często nieznośne zarazem.

Pamiętam jak musieliśmy przeprowadzić sprawdzian ze skoku w dal z miejsca, potrzebny do diagnozy sprawności fizycznej klasy. Chłopcy jak tylko się dowiedzieli to włączyła im się chęć rywalizacji i przekrzykiwanie się kto będzie najlepszy. Mieli około 8 lat. Gdzieś po środku kolejki przyszła kolej na nieco tęższego chłopaka. Skoczył znacznie bliżej niż reszta klasy i próbował wykonać szybki krok do przodu coby zwiększyć swój wynik. Reszta klasy w śmiech, że duży nie umie skakać.
W czwartej klasie nieco starsi chłopcy podczas diagnozy mieli wykonać jeden prosty test, który miał za zadanie określić ich gibkość. Skłon w przód o wyprostowanych nogach. Większość chwytała się za kostki. Niektórzy palcami lub całymi dłońmi dotykali ziemi. Jeden chłopak ledwo łapał się poniżej kolan. Był znacznie wyższy od reszty klasy, więc to normalne, że jego ciało nie nadążyło za wzrostem. Nikt się z niego nie śmiał bo był raczej z tych łobuzów. Mimo to popłakał się i już do końca lekcji siedział na ławce.
Pamiętam jak pod koniec praktyk przyszedł do mnie na przerwie i pokazał, że już potrafi dotknąć kostek. Okazało się, że przez dwa tygodnie codziennie się rozciągał.
Praktyki w szkole przywoływały we mnie retrospekcje z dzieciństwa, czasów szkoły podstawowej, gimnazjum czy nawet liceum. 

Ocena z wychowania fizycznego to nonsens, ale nie o tym dzisiaj.

Widzicie, już od dziecka pokazuje się nam, że jedni są lepsi, a inni są gorsi.

Ja z jakiś powodów zawsze chciałem być najlepszy. Bałem się, że ktoś wyśmieje moją sprawność bo przecież chłopcy muszą być silni i zaradni.

No i wiadomo – chłopaki nie płaczą.

Oglądaliśmy He-Mana, Dragon Balla, X-menów i Spidermana. Potem filmy ze Stallonem, Schwarzeneggerem i Van Dammem. 
Chłopcy nie bawili się lalkami, a kiedy koledzy przychodzili pograć na konsoli w GTA to chowało się ulubione pluszaki. Jak na podwórku w wieku 10 lat dziewczynki bawiły się z mamami i ich bobasami, ja odmawiałem starszym kolegom kiedy pytali czy chcę zapalić szluga.
W gimnazjum część kolegów już chodziła na siłownie. Szybko to podciągnąłem do wzorca męskości jaki dostawaliśmy. W efekcie połowa moich zdjęć z okresu 15-18 lat to pokazywanie łapy i debilne prężenie klaty.
Wielu z nas zostało to do teraz. Taki wiecie – manifest siły żeby nikt przypadkiem nie pomyślał, że jestem słaby.
Jeszcze do tego oczywiście dochodziły lektury, z których dowiadywaliśmy się jakim mężczyzną być. Honorowym, odpowiedzialnym, stanowczym, poważnym, zaradnym, dającym oparcie i poczucie bezpieczeństwa, inteligentnym, schludnym, szorstkim, ale też troskliwym kiedy trzeba.
Co robimy kiedy czujemy się, że zawiedliśmy, jesteśmy smutni, ogarnia nas żal, chcielibyśmy się przytulić, boimy się, jesteśmy stęsknieni, wzrusza nas film w kinie lub zwyczajnie potrzebujemy czułości?

Nie możemy tak czuć – przecież to niemęskie. 

Więc idziemy na siłownie. Czasami na sztuki walki. Niektórzy strzelają na strzelnicy. Gramy w gry żeby przenieść się do innego świata. Zjadamy burgera, pizze lub kebab. Zjadamy czasami dużo za dużo. Podjadamy w nocy. Palimy szlugi. Pijemy wódkę. Zarabiamy więcej szmalu. 
Chowamy się do jaskini, w której ćwiczymy jak nie okazywać niemęskich uczuć.
Dziś mam prawie 30 lat i już nie muszę starać się być męski. Wiem, że jestem. Bo akceptuję siebie i wszystkie uczucia jakie są we mnie. 
I zgódźcie się ze mną lub nie – zarówno u mężczyzn jak i u kobiet – to najważniejsza rzecz jaką musisz przepracować aby uwolnić się od wiecznych problemów z dietą, ciałem, czy nałogami.
Ten post jest wynikiem moich osobistych przemyśleń jakie mam od dawna. Jeśli też przeszedłeś/przeszłaś podobną drogę, podziel się tym w komentarzu lub udostępnij ten wpis dla innych.

Zostaw komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.